Nazwa Glenfarclas185 odnosi się do 185 rocznicy uzyskania licencji na destylację, co miało miejsce w 1836 roku.
Do jej zestawienia wykorzystano destylaty z sześciu różnych dekad, poczynając od lat 50’.
Butelkowana z mocą 46%
Jesteśmy zauroczeni jej charakterem, tak nieoczywistym i nieco odbiegającym od słusznej linii, wytyczonej ponad 100 lat temu przez ojców założycieli.
W recepturze znalazły się zarówno destylaty produkowane wg odlschoolowego stylu, jak i te, muszące nadążyć za wyzwaniami nowego millenium.
Takie scalenie, zjednoczenie dwóch światów.
Nie wiadomo dokładnie, kiedy destylarnia ruszyła, najstarszy dowód na jej istnienie to obraz z widniejącym w narożniku rokiem 1791.
Nie znając konkretnej daty rozpoczęcia destylacji, postawiono na datę otrzymania oficjalnej licencji, a ta miała miejsce w maju 1836 roku.
Aby uczcić tę okazję, dwóch pracowników destylarni otrzymało godne pozazdroszczenia zadanie, udać się do magazynów i rozpocząć polowanie na najlepsze beczki, będące przekrojem wszystkich dekad, z których whisky nadal dostępna, śpi beztrosko w otoczeniu dębiny.
Sam proces nie był łatwy, o czym może świadczyć chociażby fakt, że trwał niemal 2 lata.
Niełatwy, ale z pewnością udany.
Uderza mnie w niej wspomniana wcześniej nieoczywistość.
Nuta owocowa lekko przytłumiona, wycofana, a na pierwszym planie swą melodię życia grają zioła i przyprawy.
Na drugim planie wreszcie owoce, morele, brzoskwinie, grapefruit, z którymi ścierają się prażone migdały, gorzka czekolada, marcepan i wosk.
Nawet moc, mimo 46% sprawia wrażenie wyższej.
Klasyczne aromaty whisky Glenfarclas stanowią tu tylko niewielką część, są tylko ornamentem całości, niuansem zamykającym ją.