Whisky to nie tylko Szkocja czy Irlandia, to z pewnością Japonia, która od wielu lat nie daje o sobie zapomnieć, wystarczy spojrzeć na medale World Whiskies Awards. Japonia urzekła mnie od pierwszego wejrzenia, zanim jeszcze dotarłem do jakiejkolwiek destylarni, a zwiedziłem ich kilka.
Pierwszą, jaką miałem okazję odkrywać była Hakushu, położona u podnóża gór Kaikomagatake w południowych Alpach. Dojazd nie jest prosty, najlepiej zakupić bilet na szybki pociąg Shinkansen, wyruszający np. ze stacji w Tokio. Na odcinku pomiędzy Tokio (stacja Shinjuku) i Osaką kursuje najstarszy z nich: Tokaido, którym dojeżdżamy do stacji Nagoya.

Tam przesiadłem się na pociąg lokalny, stacją docelową jest Kobuchizawa. Ze stacji mamy dwie możliwości, ok. 10 min taksówką, lub autobusem, który kursował wtedy co 15 min. Taksówki w Japonii nie są tanie, zatem shuttle bus jest bardziej ekonomiczną opcją. Wysiadamy na dużym parkingu, a wokoło nas rozpościera się przepiękny las bambusowy. Sama destylarnia powstała w 1973 roku, aby zwiększyć moce przerobowe koncernu Suntory. W latach 80-tych była największą na świecie, na potrzeby produkcji pracowało tam łącznie 36 alembików, a ich możliwości oceniane były na 30 mln l czystego alkoholu rocznie.
Mimo, że oczekiwano tam mojej wizyty, (w owym czasie współpracowałem z koncernem Suntory), wizyta nie była łatwa. Przywitała mnie uśmiechnięta pani, mówiąca jedynie po japońsku, która mimo szczerych chęci niewiele mi mogła przekazać. Na właściwego przewodnika przyszło poczekać min pół godziny, destylarnia jest bowiem oblegana turystami i wszyscy oprowadzający uwijają się jak mrówki, aby rosnącą kolejkę oczekujących jakoś rozładować.
Decydując się na samodzielne zwiedzanie, należy pamiętać, aby ustawić się we właściwej kolejce, gdyż przez przypadek, lub nieznajomość japońskiego można wziąć udziału w zwiedzaniu fabryki wody mineralnej. Ta japońska woda, ta sama, której używa się do produkcji whisky, jest najlepiej sprzedającą się wodą w Japonii, ale nam, miłośnikom whisky chyba nie bardzo odpowiada taki „tour”, szczególnie po kilkunastu godzinach lotu, różnicy czasu i szoku kulturowego.
Zatem należy upewnić się, czy zajęliśmy miejsce w odpowiednim ogonku. Wtedy mamy szansę na podziwianie lśniących, miedzianych kotłów, o różnych kształtach, kątach nachylenia tzw. „lyne arm” i wielkości. Jak bowiem wszyscy wiemy, japońskie destylarnie nie wymieniają się pomiędzy sobą destylatami, potrzebnymi to produkcji whisky blended, zatem mając taką w ofercie, można jedynie bazować na swoim portfolio.
Zatem potrzeba nam wielu, przeróżnych kotłów, produkujących destylaty o odmiennej charakterystyce, aby nasz blend nie był składową dwóch czy trzech, aby master blender miał szerokie pole manewru.
Wizyta w nowoczesnym magazynie, wypchanym po brzegi beczkami nasuwa wątpliwości co do ograniczonej ilości whisky japońskiej, a takim przekazem próbuje się wytłumaczyć jej ograniczoną dostępność i ceny na świecie. Chociaż w trakcie swojej pierwszej wizyty w Japonii, whisky w wielu odmianach stała na półkach sklepowych, w cenach przynajmniej połowę niższych od polskich. W pomieszczeniu degustacyjnym można liczyć na podstawowe wersje, chociaż znów uratowały mnie tutaj moje koneksje biznesowe, a stół zastawiono nawet wersjami 18 yo.

Tuż obok znajduje się budynek z kolumnami destylacyjnymi do produkcji whisky zbożowej (grain), chociaż to raczej obiekt eksperymentalny, produkujący może 1/10 całego zapotrzebowania koncernu, jednak bardziej stawia się w nim na doświadczalne destylacje z różnych zbóż, co oznacza, że pracownicy Suntory nie spoczywają na laurach. Położenie destylarni Hakushu to z pewnością magia, jej wnętrza, czyste i sterylne, w niczym nie przypominają jednak Szkocji. Czy to dobrze…? To kwestia subiektywna. Co prawda nie czuć tu ducha historii, bliskich więzi łączących pracowników, nastrój jest bardziej muzealny niż ten do którego przywykliśmy podróżując po destylarniach Szkocji. Ale z pewnością warto tu być, gdyż zgodnie z powiedzeniem” co kraj to obyczaj” należy odkrywać wszystko co nieznane. Japonia jest piękna, nieprzystępna, trudna do samodzielnego podróżowania, ale osiągnięty cel wynagradza wszystkie trudności.
Whisky Hakushu, sama w sobie mniej rozpoznawalna, niż jej starsza siostra Yamazaki jest jednak bardzo ciekawa i jak różna od siostry.
Bardziej wytrawna, bardziej mineralna, przypominająca mi zapach świeżego ogórka, mięty, gałęzi porośniętych mchem, cytrusów, żywicy i melona. W następnym odcinku o kolejnych japońskich destylarniach, które mam „odhaczone”.

Podziel się